Bareja by tego nie wymyślił, czyli co się dzieje w warszawskich spółdzielniach mieszkaniowych
Zebraliśmy kilka historii i patologicznych mechanizmów opisanych przez mieszkańców
Napisaliśmy ostatnio o patologiach w jednej z mokotowskich spółdzielni, gdzie mieszkańcom naliczane są dodatkowe opłaty z niewiadomego powodu. (Chodzi o 35% czynszu!)
Nasz post spotkał się z dużym zainteresowanem, a Wasze komentarze i historie sprawiają, że gilotyna w kieszeni się otwiera, a włos jeży na głowie.
To co jest najbardziej dramatyczne, to fakt, że spółdzielcy odpowiadają swoim majątkiem za działania zarządu i rady nadzorczej i są wobec tych działań całkowicie bezsilni, bo prawo nijak ich nie chroni.
Poniżej zebraliśmy kilka historii oraz mechanizmów:
KLASYK: Walne zgromadzenia trwające dwa dni pod rząd w godzinach pracy, a agenda dostarczana na ostatnią chwilę.
TOTAL: Walne zgromadzenie WSBM „Chomiczówka” trwało w tym roku prawie 2 miesiące (niemal dzień w dzień), rozpoczęło się pod koniec maja a do dziś nie ma podpisanego protokołu z walnego (czyli z formalnego punktu widzenia walne się nie odbyło). Na walnym członkowie odwołali Prezesa, ale Rada Nadzorcza podjęła swoją uchwałę, zostawiającą odwołanego przez spółdzielców Prezesa na stołku, mimo braku absolutorium drugi rok z rzędu!
KLASYK: Lustracje spółdzielni to fikcja. Nie zajmują się analizą kosztów i poprawnością gospodarowania społecznymi pieniędzmi, a tylko prawidłowością prowadzenia zapisów księgowych. Lustracje robią tzw. związki rewizyjne czyli prywatne firmy w których zasiadają dawni prezesi spółdzielni oraz krewni i znajomi królika. Lustracja jest płatna, a jej wyniki nie są obowiązujące dla Spółdzielni, tylko traktowane jako „wytyczne”.
TOTAL: Spółdzielnia Jary. Pobieranie są opłaty na utrzymanie wind od mieszkańców, którzy nie mają wind na klatkach schodowych.
KLASYK: Okazuje się, że naliczanie dodatkowych opłat, których spółdzielnie nie potrafią wytłumaczyć, to nie jednostkowy przypadek, a systemowy szwindel i powszechna praktyka!
TOTAL: W jednej z warszawskich spółdzielni od 4 lat nie ma wymaganych prawem regulaminów ani planów gospodarczo-finansowych, pieniądze są wydatkowane bez żadnych podstaw prawnych, nie ma do kogo się odwołać, nad spółdzielniami nikt nie sprawuje nadzoru.
KLASYK: Dziedziczenie funkcji w zarządach, po rodzicach stołki przejmują dzieci, np. WSM Żoliborz.
TOTAL: RSM Bródno i SM Praga (temat na książkę typu thriller)
KLASYK: Ustawione przetargi, które od lat wygrywa ten sam wykonawca
TOTAL: Kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie za zarządzanie spółdzielnią wypłacane przez Prezesów samym sobie.
Takich historii jest cała masa, mechanizmy się powtarzają, mieszkańcy są bezsilni, a władze i wymiar sprawiedliwości umoczone w cały proceder.
Piszcie więcej o Waszych doświadczeniach, będziemy je publikować!
Jakie zmiany w prawie (prócz likwidacji spółdzielni) Waszym zdaniem by pomogły naprawić to bagno?