Rodzice-aktywiści z Chotomowa postawili fotoradar do walki z piratami
O rodzicach, którzy postawili fotoradar przy przedszkolu, wie od paru dni cała Polska. Wyniki pomiarów mówią dużo o szacunku polskich kierowców do przepisów drogowych i do ludzkiego życia.
Marcin Mizgalski, jeden z pomysłodawców akcji w Chotomowie (powiat legionowski, gmina Jabłonna) i członek Konwentu Aktywistów Gminnych, odpowiedział nam, jak to jest być rodzicem dziecka chodzącego do przedszkola, które znajduje się w tak groźnym punkcie.
Miasto Jest Nasze: Dlaczego w tamtym miejscu jest niebezpiecznie?
Marcin Mizgalski: Proszę sobie wyobrazić taką sytuację. Stoję pod przedszkolem, gadam z innymi rodzicami. Jedzie sznur pojazdów z jednej strony, umiarkowana prędkość, ok. 60 kilometrów na godzinę. Przedszkolna kucharka, kobieta około 50–60 lat, sprawna, zaczyna przechodzić przez przejście. Pierwszy samochód zwalnia, chce się zatrzymać i ją przepuścić. W tym momencie samochód jadący za nim zmienia pas na lewy, przeciwległy, i wyprzedza przed przejściem. Zauważa pieszą kucharkę na „zebrze”, daje po hamulcach, odbicie, mija ją stojącą zdezorientowaną w 1/3 szerokości tego przeciwległego pasa. Przyspiesza i ucieka.
MJN: Nie jestem pewien, czy dobrze rozumiem: tam jest podwójna ciągła linia, czyli ten kierowca musiał ją przekroczyć, bo chciał wyprzedzić samochód zatrzymujący się przed przejściem dla pieszych?
MM: Dokładnie. Inna sytuacja. Tam jest ograniczenie do 40 kilometrów na godzinę. Któregoś razu policja zatrzymała pojazd jadący blisko 80. Co się okazuje? Kierującą jest kobieta, a w samochodzie oprócz niej małe dziecko. „Spieszę się odwieźć dziecko do przedszkola, tylko innego”. Mnie się wtedy mózg zawiesił.
MJN: W czym jest właściwie problem? Nie możecie wymusić na władzach gminy, żeby odpowiednio przebudować drogę i fizycznie uniemożliwić niebezpieczną jazdę?
MM: To jest droga powiatowa, nie gminna. Wójt gminy jest naprawdę w porządku i daje nam niemal w ciemno 50 procent środków na to, co wymyślimy, bo wie, że walczymy o sprawy ważne. Nie tylko o poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym, ale na przykład o oczyszczacze powietrza w przedszkolach. Ale drogą powiatową zarządza starostwo.
MJN: No tak, czytałem waszą relację ze spotkania ze starostą. Ręce opadają. Zastanawia mnie, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, co się dzieje w tym miejscu. Jak szybko jechał rekordzista?
MM: 128 kilometrów na godzinę.
MJN: Wiemy już, że starania o „oficjalny” fotoradar w tym miejscu to droga przez mękę, bo wszystko musi przejść przez szereg instytucji, by na koniec trafić do Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego, która oczywiście mówi, że i tak nie zainstaluje radaru, bo go nie ma. Co zatem należy zrobić, żeby zmusić kierowców do bezpiecznej jazdy?
MM: Należy tam fizycznie ograniczyć prędkość, budując wyniesione przejście dla pieszych. Oprócz tego pasy ruchu muszą być oddzielone słupkami, żeby nie dało się wyprzedzać tak, jak ten kierowca, o którym opowiadałem.
MJN: Myślicie o bardziej agresywnych działaniach, takich jak blokada ulicy?
MM: Nie, ale myślimy nad sprzężeniem kamery z radarem.
MJN: Po waszej akcji padliście ofiarą ataków w internecie. To osoby, które znacie, widujecie na co dzień?
MM: Tak, jest sporo lokalsów, którym ronda czy ograniczenia prędkości nie są w smak.
MJN: Od paru dni o sprawie piszą ogólnopolskie media. Zawstydziliście władze powiatu i lokalną policję. Czy wzięli się do roboty? Pojawiły się jakiekolwiek konkrety albo chociaż zmiana tonu rozmów z wami?
MM: Urząd gminy błyskawicznie naprawił dziś nam znaki, zniszczone przez wandali. To na plus. Dzisiejsze poranne spotkanie ze starostą powiatu, czyli zarządcą drogi, raczej nic nie wniosło. Policji nie widziałem.
[grafika:Konwent Aktywistów Gminnych - Gmina Jabłonna / Facebook]