MJN występuje z koalicji z PO
Wyjaśniamy, dlaczego warszawska Platforma to niedasizm i łamanie standardów uniemożliwiające koalicyjną współpracę.
Nie możemy dłużej firmować niedasizmu i lekceważenia takich kwestii jak zieleń czy bezpieczeństwo pieszych. Nie będziemy bezczynnie patrzeć, jak nasz koalicjant lekceważy transparentność i procedury demokratyczne – wartości, o które Miasto Jest Nasze walczy od początku istnienia.
Wchodząc rok temu w koalicję z PO, słyszeliśmy ostrzeżenia, że będziemy listkiem figowym dla przekrętów. Mieliśmy oczywiście świadomość, że PO święta nie jest, jednak uznaliśmy, że warto zawrzeć umowę, która zagwarantuje nam realizację naszych najważniejszych postulatów.
Wraz z nowym prezydentem miasta przyszła nadzieja na nowe standardy. Rafał Trzaskowski deklarował, że chce wspólnie z nami dbać o lepsze projektowanie przestrzeni, zieleń i infrastrukturę. Była też chęć by nowe standardy zachowań wprowadzać w urzędach.
Na deklaracjach się skończyło. Obietnice kierujących warszawską Platformą Marcina Kierwińskiego i Jarosława Szostakowskiego są warte mniej niż papier, na którym zostały podpisane.
Na czym polegała nasza koalicja?
Koalicja na linii MJN-PO obejmowała współpracę w dzielnicy Żoliborz, gdzie PO nie uzyskała samodzielnej większości w Radzie Dzielnicy. W dzielnicach władzą wykonawczą jest Zarząd Dzielnicy, pod przewodnictwem Burmistrza, wybieranego przez Radnych. MJN poszło na duże ustępstwa w kwestii wyboru Zarządu Dzielnicy. Mimo że bez głosów MJN i radnych Koalicji Dla Żoliborza nie było możliwe uzyskanie większości w Radzie, zgodziliśmy się na poparcie kandydatury Pawła Michalca, obejmując jedynie stanowisko jego zastępczyni w 3-osobowym zarządzie dzielnicy.
Aby nie doprowadzić do paraliżu prac dzielnicy, MJN i pozostali radni Koalicji dla Żoliborza przyjęli propozycję złożoną przez szefa PO w Warszawie Marcina Kierwińskiego, by burmistrzem Żoliborza został Paweł Michalec – były wiceburmistrz Targówka (bez sukcesów w zarządzaniu dzielnicą). Nazwisko to poznaliśmy zaledwie dwa dni przed decydującą sesją Rady Dzielnicy, co było zapowiedzią późniejszych złych praktyk. Wtedy jednak uznaliśmy, że warto przymknąć na to oko, by jak najszybciej przystąpić do konstruktywnych działań.
Podczas ostatniego roku byliśmy świadkami wielu sytuacji, w których łamano zasady transparentności i partycypacji społecznej. Występowały próby nepotyzmu oraz upartyjniania instytucji samorządu. Wielokrotnie musieliśmy blokować niezgodne ze standardami zachowania i decyzje naszego koalicjanta. Równocześnie koalicjant blokował nasze próby realizacji programu wynikającego z podpisanej umowy koalicyjnej. Traktowano nas jak balast utrudniający realizację interesów partyjnych w dzielnicy.
Nasze główne zarzuty wobec koalicjanta
1. PO obsadza stanowiska według lojalności partyjnej, a nie kompetencji.
Przekonaliśmy się o tym już przy okazji wskazania na stanowisko burmistrza Żoliborza Pawła Michalca, osoby nieznającej dzielnicy i niemającej z nią związku, ale będącej człowiekiem Marcina Kierwińskiego, szefa PO w Warszawie (burmistrz wspierał posła PO w kampanii wyborczej do Parlamentu). Co gorsza, podobne standardy stosowano już po objęciu stanowiska i przy obsadzaniu ważnych dla dzielnicy funkcji merytorycznych, a nie politycznych.
Przykładem jest próba przejęcia przez KO Komisji Alkoholowej: mimo że to ruchy miejskie odpowiadały za Wydział Spraw Społecznych i Zdrowia, burmistrz Michalec przygotował wniosek o zmianę składu komisji, który został przegłosowany przez Zarząd pod nieobecność i bez wiedzy wiceburmistrz z MJN.
Wiemy także o tym, że wywierano naciski, by w Urzędzie Dzielnicy zatrudnić żonę radnego PO z dzielnicy Włochy – osobę niemającą kompetencji w obszarze, którym miałaby się zajmować.
2. PO łamie demokratyczne procedury i próbuje upartyjniać organy wpływające na przydzielanie publicznych środków.
Przykładem jest próba przejęcia przez działaczy PO Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego. Jest to ważna jednostka, która opiniuje np. przyznawanie grantów. 5 organizacji, prowadzonych w większości osoby związane z PO, w tym jedną z radnych na Żoliborzu, złożyło wniosek o założenie DKDS, nie informując o tym innych organizacji społecznych. Pierwsze spotkanie celowo, mimo próśb, zorganizowano w niedogodnym terminie, tak by uniemożliwić udział organizacji spoza zamkniętego grona.
Podczas tego spotkania nie dopuszczono do głosowania społeczników z niezależnych organizacji, mimo że odpowiednio wcześnie złożyły deklaracje udziału w pracach komisji. W tym celu posłużono się wątpliwymi interpretacjami prawa i naginaniem regulaminu. Gdy sprawa stała się głośna, co prawda próbowano nam przypiąć łatkę awanturników, jednak ostatecznie zorganizowano kolejne spotkanie, już bardziej zgodne z demokratycznymi obyczajami. Tyle tylko, że bez uzasadnienia odwlekano jego termin, tak jakby komuś zależało, by komisja w przejrzystej, uczciwej formule zaczęła działać jak najpóźniej.
3. PO wykorzystuje władzę w dzielnicach do prowadzenia kampanii wyborczej.
(Fot.: Urząd Dzielnicy Żoliborz)
W okresie kampanii wyborczej burmistrz Michalec zaplanował Urodziny placu Wilsona. Ta impreza plenerowa okazała się po prostu reklamą wyborczą kandydata do parlamentu Jarosława Szostakowskiego (przewodniczącego klubu KO w Radzie Warszawy), łącznie z prezentowaniem plakatu wyborczego. Wcześniej, podczas kampanii przed wyborami do Europarlamentu, kandydat Andrzej Halicki (PO) robił sobie zdjęcia podczas wpuszczania rybek do stawu na Kępie Potockiej. Zarybianie było projektem mieszkańców do budżetu partycypacyjnego.
4. PO nie szanuje idei partycypacji społecznej
Radni PO nie zgodzili się na organizację konsultacji społecznych dotyczących potrzeb mieszkańców względem miejsc kultury na Żoliborzu, w tym projektowanego nowego Domu Kultury. Konsultacje – w formie pogłębionych wywiadów z mieszkańcami i pracy grupy roboczej ekspertów – miały na celu ustalić, jaką formułę miał przyjąć żoliborski dom kultury, gdzie powinien zostać zlokalizowany, jakie są potrzeby mieszkańców, o jakie środki powinniśmy się starać w urzędzie miasta. Radni PO uznali jednak, że konsultacje to zbyteczny wydatek, bo oni wiedzą, czego potrzeba mieszkańcom (choć jednocześnie nie potrafili podać żadnych konkretów).
Jednocześnie w wyniku oszczędności obcięto żoliborskim bibliotekom budżet w stopniu uniemożliwiającym dalsze funkcjonowanie jednego z żoliborskich Miejsc Aktywności Lokalnej oraz zakup jakichkolwiek nowych pozycji książkowych czy magazynowych w ciągu roku.
5. Brak transparentności
Podczas przygotowań do remontu ulicy Rydygiera zabiegaliśmy o upublicznienie projektu, a konkretnie o umieszczenie wizualizacji w takim miejscu, żeby mieszkańcy mogli się z nią łatwo zapoznać. Projekt zawierał wiele kontrowersyjnych rozwiązań (m.in. niepotrzebne w wielu przypadkach wycinki drzew) i zależało nam, by mieszkańcy mogli się z nim w pełni zapoznać. Od burmistrza Michalca otrzymaliśmy odmowę wraz z absurdalnym tłumaczeniem, że przyklejony wydruk projektu będzie nieczytelny i rozmoknie na deszczu.
Innym przykładem rażącego ignorowania głosu mieszkańców jest sprawa ostatniej wycinki drzew na Sadach Żoliborskich. W czasie, gdy jeszcze trwało zbieranie opinii mieszkańców w sprawie nasadzeń zastępczych, ruszyły wycinki drzew. Decyzję o przeprowadzeniu wycinki akurat teraz podjęto pospiesznie i po cichu, nie informując o jej terminie mieszkańców.
6. Niedasizm i marnotrawienie zasobów dzielnicy
Standardową praktyką PO jest paraliżowanie pracy poprzez niepodejmowanie decyzji przez Zarząd Dzielnicy. Cierpią na tym zarówno mieszkańcy jak i dzielnicowe zasoby, które są po prostu marnotrawione. Dobrym przykładem jest budynek tzw. Prochowni Południowej w Parku Żeromskiego. Budynek ten od prawie roku stoi pusty. Jeszcze na wiosnę 2019 roku zabiegaliśmy o to, by go zagospodarować i utworzyć na jego terenie Rotacyjny Dom Kultury, wzorem tego, który działa na Osiedlu Jazdów.
Minął cały sezon letni, Zarząd Dzielnicy nie podjął jednak żadnej decyzji i nic się nie wydarzyło. Budynek dalej stoi pusty.
7. „Betonoza“ i traktowanie po macoszemu kwestii środowiskowych oraz bezpieczeństwa
Przebudowa ul. Rydygiera – kluczowej ulicy Żoliborza Południowego – była jednym z głównych punktów umowy koalicyjnej. Propozycje MJN dotyczące poprawy bezpieczeństwa pieszych i zachowania drzew były odrzucane przez Pawła Michalca. Projekt nie został odpowiednio zaprezentowany mieszkańcom. Wyłącznie dzięki presji społecznej odbyło się spotkanie burmistrza z mieszkańcami. Interpelacje radnych oraz uchwała Komisji ds. Ochrony Środowiska w tej sprawie były rozpatrywane negatywnie. Realizacja projektu jest zaprzeczeniem standardów projektowania ulic, jakie obowiązują obecnie w Warszawie.
Zwycięski projekt z budżetu partycypacyjnego Remont placu przed DH Merkury został na etapie realizacji zmieniony bezpośrednio przez burmistrza Michalca. Nasadzono mniej drzew, tłumacząc to koniecznością wjazdu samochodów na plac, a do stworzenia nawierzchni placu użyto kostki bauma zamiast nawierzchni żwirowej, tłumacząc, że dzielnicy nie stać na dofinansowanie projektu celem podniesienia walorów estetycznych przestrzeni reprezentacyjnej.
Nie możemy zgodzić się na takie decyzje. Stoimy w obliczu katastrofy klimatycznej. Kwestie środowiskowe i dotyczące zieleni powinny stanowić priorytet dla władz publicznych każdego szczebla. Działania PO pokazują, że tak nie jest – pomimo deklaracji prezydenta Rafała Trzaskowskiego że walka o klimat będzie priorytetem. Przeciwnie: wśród oszczędności budżetowych w tegorocznym budżecie obcięto dzielnicy środki na ochronę środowiska. W efekcie brakuje nam 100 tysięcy złotych na nasadzenia zastępcze. Nie możemy pozwolić na tego typu oszczędności.
Niestety, w Warszawie , a przynajmniej w urzędach dzielnic, rządzi tak naprawdę nie Trzaskowski ale poseł Marcin Kierwiński i jego ludzie, dla których najwyraźniej kryzys klimatyczny znaczy tyle co zeszłoroczny śnieg.
Całą sytuację podsumowuje Marta Szczepańska, radna Dzielnicy Żoliborz z ramienia MJN:
„Współpraca z naszym lokalnym partnerem jest iluzją. Na czele zarządu stoi osoba niedecyzyjna, niepotrafiąca dać jasnych deklaracji, wyznaczać celów z jasnym terminem ich realizacji. Po drugiej stronie mamy partnera, którego niechęć do nas paraliżuje jakąkolwiek formę sensownego dialogu i współpracy. Miłość do władzy i hegemonii izoluje go od mieszkańców (brak chęci konsultowania czegokolwiek z nimi) i od partnerów koalicyjnych. Jest to typowe dla partii zarówno na szczeblu krajowym jak i lokalnym. Głęboko nie zgadzamy się z taką formą prowadzenia polityki. Nasze wystąpienie z koalicji, której podpisany program nadal głęboko popieramy jest symboliczne – mamy nadzieję, że ten gest będzie jednym z impulsów motywujących PO do zmiany w podejściu, zmiany kadr kierowniczych”.
Co dalej?
W takiej sytuacji pozostaje nam przejść na stronę konstruktywnej opozycji. Przez rok dawaliśmy politykom PO szansę, by pokazali, że są gotowi wspólnie działać dla dzielnicy. Zabrakło im odwagi, by przeciwstawić się patologicznym działaniom całej machiny partyjnej, która, jak pokazują ostatnie wydarzenia choćby w dzielnicy Włochy, ma poważny problem ze standardami etycznymi wśród swoich działaczy. Być może nasze odejście z koalicji z PO pozwoli zwrócić uwagę na potrzebę zmian w samej partii, jak również wywoła dyskusję o tym, jak odpartyjnić samorządy.
Drogie działaczki i drodzy działacze PO w Warszawie. Dobrze wiecie, co dzieje się na zapleczu Waszej partii. W obecnym kształcie i pod obecnym kierownictwem nie jesteście wiarygodnym partnerem do współpracy. Spójrzcie na swojego byłego partyjnego kolegę Artura W. i obudźcie się!
(Fot.: Kampania wyborcza Marcina Kierwińskiego 2019, zdjęcie z publicznego profilu Beaty Michalec na Facebooku)