Mam na imię Olga i jestem z Białorusi.

Miasto kobiet  Opinie  Ukraina  14 marca 2022

Ludzie, tłum i wszechogarniający niepokój. Zamęt i chaos… Jestem na warszawskim Dworcu Zachodnim po południu. To już siódmy dzień niechcianej przez prawie nikogo wojny.

Mam na imię Olga i jestem z Białorusi.

Kieruję się do ekipy wolontariuszy, żeby dopytać o kwestie logistyczne i o to, czego najbardziej potrzeba w tym miejscu, do którego cały czas trafiają kolejni uchodźcy z Ukrainy. Młoda dziewczyna wprowadza mnie w zasady udzielania pomocy przybyszom. Słucham uważnie, starając się zapamiętać wszystkie szczegóły, a potem ostrożnie mówię:

– Jestem Olga. – Patrzę jej w oczy i dodaję cichutko: – Jestem z Białorusi…

Widzę zrozumienie w jej oczach. Odpowiada mi również półgłosem:

– Też jestem z Białorusi…  

Wymieniamy się gorzkim, pełnym zrozumienia uśmiechem.

Już od pierwszych dni wojny, rozpoczętej przez rosyjskie „imperium” i popartej przez nielegalny białoruski reżim, w różnych kanałach informacyjnych zaczęły się pojawiać przykłady dyskryminacji białoruskich migrantów. Kogoś zwolniono z pracy, bo jest Białorusinem; ktoś, kto uciekł przed poborem do wojska i niedawno przybył do Polski, ciągle spotyka się z odmową, gdy próbuje wynająć mieszkanie lub znaleźć pracę. Widzę, że jedna znajoma mieszkająca w Warszawie umieściła wpis na fejsie. Błaga osoby, które mają dzieci, żeby przynajmniej w ich obecności nie wypowiadały się agresywnie na temat ludzi białoruskiego pochodzenia. Jej dziecko zostało pobite przez kolegów, którzy w swój „sprawiedliwy” sposób starają się przeciwstawić tej wojnie…

Jak to się stało, że w ciągu kilku dni Białorusini, którzy znaleźli schronienie w Polsce, zaczęli czuć wstyd, przygnębienie, a często nawet obawę z powodu swojego pochodzenia?

Jak to się stało, że ci odważni ludzie, walczący o wartości demokratyczne, zaczęli się kojarzyć niektórym cywilom z reżimem, przeciw któremu walczyli?

Przez wieki ziemia, na której leży obecne państwo Białoruś, tak naprawdę nie była własnością białoruskiego narodu. Od końca XVIII wieku znajduje się w strefie wpływów Rosji, nie licząc tych kilku krótkotrwałych nieudanych prób odzyskania niezależności (1863, 1918, 1991–2020). Do dziś ziemie białoruskie traktowane są przez reżim rosyjski, a także przez znaczną część Rosjan, jako „Siewiero-Zapadnyj kraj” (Kraj Północno-Zachodni). Od lat trwa proces stopniowego wykorzeniania białoruskości i wciągania gospodarki białoruskiej w spiralę zadłużenia wobec rosyjskiej.

Od wieków ziemia białoruska jest przyczółkiem po drodze do Moskwy i areną działań militarnych. Przez dwa stulecia na tej arenie toczyły się bezlitosne, nieludzkie działania, których konsekwencje w pierwszej kolejności najbardziej odczuwał białoruski naród i jego tożsamość. Historyczne uwarunkowania położenia Białorusi uniemożliwiały kształtowanie się silnego narodu, zdolnego przeciwstawić się nieprzyjaznym siłom z zewnątrz. Ale czas płynie i wiele rzeczy się zmienia.

2020 rok niezwykle wyraźne pokazał światu, a głównie samym Białorusinom, że naród żyje i ma swoje zdanie na temat tego, jak będzie wyglądać jego przyszłość. Jednak równocześnie stało się ewidentne, jak daleko władza pozostaje w tyle za rozwojem świadomości swoich obywateli. Nie mając w swoim arsenale nic poza monopolem na użycie siły, samozwańcza władza uciekła się do znanego wcześniej sposobu „dialogu” z narodem. Dowodem tego jest liczba represjonowanych, gwałconych uwięzionych, pobitych i zabitych mężczyzn i kobiet oraz skala migracji Białorusinów do innych krajów świata w ostatnich dwóch latach. W ostatnim raporcie ONZ o naruszeniach praw człowieka podano, że w okresie od 9 sierpnia 2020 do 31 grudnia 2021 roku 37 tysięcy Białorusinów zostało zatrzymanych, a część z nich doświadczyła nieusprawiedliwionej i nieproporcjonalnej przemocy ze strony sił bezpieczeństwa. Do dziś w więzieniach znajdują się 1084 osoby, które trafiły tam z powodów politycznych. W trakcie powyborczych represji zostały całkowicie zniszczone różne instytucje publiczne: zlikwidowano 270 organizacji pozarządowych, uwięziono 32 dziennikarzy, odebrano licencje 36 prawnikom, a 13 redakcji uznano za ekstremistyczne. Życie ludzi w Białorusi po rewolucji 2020 roku toczy się w ciągłym strachu przed postępowaniem reżimu wobec obywateli, w poczuciu beznadziei, która towarzyszy świadomości, że zmiana samozwańczej władzy nie nastąpi w najbliższej przyszłości.

24 lutego 2022. Rano. Otwieram wiadomości. Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę. Z terenu południowej Białorusi wystrzelono rakiety w stronę Kijowa… Czytam ponownie. Jak to? Po co? Mózg stawia temu opór. Z Białorusi? Z kraju, na którego terenie toczyło się tyle niepotrzebnych białoruskiemu narodowi wojen? Z kraju, w którego zbiorowej pamięci wciąż jest koszmar tego doświadczenia i świadomość, że wskutek wojen najbardziej cierpią zwykli ludzie? Z kraju, którego mieszkańcy którzy mają w swoim kodzie kulturowym unikanie agresji i niewyrządzanie nikomu krzywdy, często nawet kosztem własnych interesów? Z kraju, gdzie wciąż, po ponad 80 latach od wybuchu II wojny światowej, jeden z najpopularniejszych toastów przy stole brzmi „Aby nie było wojny”?…

Po kilku dniach przychodzi uświadomienie, że Białoruś – całkowicie zależna od sąsiadującego z nią imperialnego reżimu – jest agresorem w tej wojnie. I że nie ma możliwości, by w jakikolwiek demokratyczny sposób wpłynąć na prowadzoną przez Białoruś politykę wewnętrzną i zagraniczną. W ciągu dwóch dni za protesty antywojenne aresztowano w całej Białorusi 800 osób. Wiele osób wyjeżdża, nie mogąc wpłynąć na tę sytuację, a chcąc uniknąć poboru do wojska.

Wojna w Ukrainie, rozpoczęta przez Rosję, a wsparta przez reżim białoruski, jest konsekwencją gier geopolitycznych. Jednym z głównych sposobów skutecznego prowadzenia takich gier jest ciągłe utrzymywanie społeczeństwa w stanie konfliktu. Nieprzyjazne siły polityczne są najbardziej zainteresowane tym, żeby podtrzymywać określony stopień międzykulturowej wrogości. Obecny smutny stan rzeczy niesie z sobą – oprócz zbliżającego się kryzysu – również i szansę dla naszych słowiańskich narodów. Dużymi wyzwaniami dla nas, Słowian, są: dyskryminacja migrantów z krajów rządzonych przez autorytarne reżimy, obojętność wobec problemów, z którymi się borykają uchodźcy (czy to z Białorusi, czy z Ukrainy lub Rosji), umożliwienie im normalnego funkcjonowania na emigracji. Sprostanie tym wyzwaniom będzie wymagać niemało cierpliwości.

Nasza przyszłość zależy od odpowiedzi na pytania, które dziś przed nami stoją: 

Jak możemy przekształcić zagrożenie w szansę? Co może się stać płaszczyzną porozumienia dla nas wszystkich? Czy chcemy różnych rzeczy? Dla kogo tak naprawdę wygodna jest sytuacja, w której nasze narody nie potrafią się porozumieć?

Wykorzystajmy tę szansę!

Autorką artykułu jest Olga Stasevich (na zdjęciu) – członkini Miasto Jest Nasze. Zdjęcie zostało wykonane podczas polsko-białoruskiego wydarzenia „Dziady jesienne”.

Redakcja: Wojciech Górnaś

 

Udostępnij