O kant d… emokracji potłuc, czyli ideały w PO. Felieton Mencwela
Kilka lat temu rozmawiałem z kolegą z ruchu miejskiego z innego miasta, który wcześniej był w Platformie Obywatelskiej. Trochę się do tego zbierałem, ale w końcu zapytałem go, skąd ta zmiana. Odpowiedział „a wiesz, wyrzucili mnie z PO bo byłem za bardzo obywatelski”.
Dopiero dziś, po roku koalicji z tą partią, wiem dokładnie, co miał na myśli. Gdy wkrótce po wyborach samorządowych 2018 roku zawieraliśmy koalicję z PO na Żoliborzu, było dla nas jasne, że partia ta nie jest nieskazitelna. Kto jeśli nie my, którzy nagłośniliśmy aferę reprywatyzacyjną, wiedział to najlepiej? Wydawało nam się jednak, że po pierwsze, gorzej już być po prostu nie może. Po drugie, nasza obecność w urzędzie dzielnicy może tylko pomóc.
Wiedzieliśmy też, że Platforma to nie jest partia świeżych idei. Trudno, żeby była, skoro przez ostatnie lata skupiali się na udowadnianiu, jak świetnie było w Polsce za ich rządów. Ale to nam nie przeszkadzało. Chcieliśmy tylko, żeby oni nie przeszkadzali tym, którzy świeże idee mają i chcą je zaszczepiać na warszawskim gruncie.
Było dla nas jasne, że PO to partia, która boi się odważnych decyzji. Trudno. Byliśmy gotowi ograniczyć ambicje względem najbardziej daleko idących punktów naszego programu. Choćby po to, żeby wspólnie zbudować dom kultury na Żoliborzu – ostatniej dzielnicy, która go jeszcze nie ma. To chyba nie wydawało się nikomu ani zbyt odważne, ani nawet kontrowersyjne.
Ale gdy partia, której od 4 lat nie schodzi z ust hasło obrony demokracji, sama zaczyna ją łamać, nie możemy przymykać oczu. Bo czym się rożni przejęcie dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego od przejęcia Krajowej Rady Sądownictwa? Czy obstrukcja przez niepodejmowanie decyzji Zarządu Dzielnicy to coś zasadniczo innego niż niepublikowanie wyroku przez Beatę Kempę? Czy obsadzanie swoich ludzi w dzielnicowej Komisji Alkoholowej jest lepsze niż obsadzanie ich w spółkach skarbu państwa? Czy wreszcie wykorzystywanie dzielnicowych imprez albo inauguracji projektów mieszkańców złożonych w budżecie partycypacyjnym do kampanii wyborczej swoich partyjnych bonzów jest czymś mniej nagannym niż wykorzystywanie publicznej telewizji do partyjnej propagandy? Nie. To są te same działania, jedyne co je różni, to skala.
Droga Platformo Obywatelska, przez ostatnie 4 lata mówiliście, a nawet krzyczeliście, że demokracja w Polsce jest zagrożona. Wiecie co? Zgadzam się z Wami. Uważam, że w Polsce demokracja, rządy prawa, podstawowe procedury faktycznie nie mają się najlepiej. I tak, niepokoję się o to, co będzie z naszym państwem za kilka lat. Czy bezpieczniki, jakie w nie wmontowaliśmy, są wystarczająco silne. Ale po roku obserwowania od środka Waszych działań jeszcze bardziej obawiam się o to, co by było, gdybyście to Wy zabrali się za naprawianie tej demokracji.
Tam, gdzie macie władzę, postępujecie wedle tych samych schematów co Wasz przeciwnik. Co z tego, że na poziomie jednej dzielnicy wasze szkodliwe, niedemokratyczne działania zauważy pewnie garstka zainteresowanych. Jak te kilkanaście społecznych organizacji, które w środku wakacji przyszły na zwołane ad hoc posiedzenie DKDS i pod byle pretekstem nie zostały dopuszczone do głosu, bo chcieliście chronić interesy swoich koleżanek i kolegów.
Demokracja i społeczeństwo obywatelskie nie są dla Was tak po prostu ideami w które warto wierzyć. Rozumiem, to trudne, zwłaszcza dla partii, która w niejednym mieście jest przy władzy kilkanaście lat i już nie zna innej perspektywy. Może pora, żebyście spojrzeli na to pragmatycznie. Konserwatywne idee w opozycji odbiera wam skutecznie PSL, progresywne – Lewica. Jedyne, co wam zostaje, to starać się być prawdziwymi demokratami. Czy jeszcze pamiętacie, co to słowo znaczy?