Ktoś bardzo nie chce, by wykryto zabójców Jolanty Brzeskiej

Reprywatyzacja  1 marca 2021

Dziesięć lat temu zamordowano Jolantę Brzeską. Zamordowano – dziś już nikt rozsądny ani przyzwoity nie podtrzymuje hipotezy o samobójstwie. Żądamy, by w tej sprawie wreszcie coś się zaczęło dziać.

Ktoś bardzo nie chce, by wykryto zabójców Jolanty Brzeskiej

Niemrawe śledztwa

Portal OKO.press poświęcił obszerny materiał nieprawidłowościom w śledztwach towarzyszącym tej sprawie. Autor artykułu rozprawił się z argumentami podnoszonymi przez tych, którzy chcieliby przekonać opinię publiczną, że Jolanta Brzeska sama wywiozła się do lasu, związała i podpaliła.

Wciąż nie znamy odpowiedzi na pytanie o tożsamość sprawców, ale – co równie przerażające – nie wiemy, na ile słuszne jest przemożne poczucie, że ktoś bardzo nie chce, by zostali oni wykryci. Artykuł Krytyki Politycznej o zacieraniu śladów w tym śledztwie, choć opublikowany dwa i pół roku temu, pozostaje niestety aktualny.

W przekazach medialnych dotyczących śmierci Jolanty Brzeskiej często umyka jeden istotny wątek dotyczący sprawy. Ona walczyła nie tylko w swojej własnej sprawie, ale była również aktywną członkinią Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, brała udział w wielu demonstracjach organizowanych przez środowiska lokatorskie i udzielała porad innym lokatorom znajdującym się podobnej do niej sytuacji. Jeżeli słyszymy pytanie cui bono? – kto miał skorzystać na tym morderstwie, w jakim celu ktoś zdecydował się na tak okrutny czyn, odpowiedź powinna być jasna. Celem zabójstwa było zastraszenie działaczy lokatorskich i sprawienie, żeby wszyscy zaangażowani w śledzenie warszawskiej reprywatyzacji dali sobie z tym spokój. Ten cel nie został osiągnięty: środowiska lokatorskie nie zaprzestały walki o prawo do mieszkania, ci dzielni ludzie nie dali się zastraszyć.

Mural z wizerunkiem  Marka Mossakowskiego

Wiemy jednak, że z mówieniem o konkretnych nazwiskach musimy być wręcz przesadnie ostrożni. Dlatego o Marku Mossakowskim, człowieku, który przejął kamienicę, gdzie mieściło się mieszkanie Jolanty Brzeskiej, nie napiszemy tu nic.

Państwo elit

Zawiodły instytucje państwowe: nie dość, że w śledztwie doszło do zaniedbań, to wciąż nie słychać, by ktoś próbował zminimalizować ich skutki. Winni zaniedbań nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.

Każdy, kto śledzi tę sprawę, w pewnym momencie zauważy, że zawiodło coś jeszcze: duże media. Te niszowe owszem, zajmowały się sprawą, publikowały pogłębione analizy i znacząco zwiększyły ilość publicznie dostępnych informacji. Jednak jeśli chodzi o główne środki przekazu, te o największych zasięgach, to poza rytualnymi krótkimi materiałami, publikowanymi z okazji kolejnych rocznic, niewiele się dzieje. Zupełnie jakby ta sprawa była niewygodna. Jakby ktoś myślał „Lepiej tego nie ruszać, bo nie wiadomo, komu może zaszkodzić ujawnienie całej prawdy”.

Mimowolnie zauważa się ponurą prawidłowość: w naszym kraju, jeśli nie jesteś elitą – finansową, medialną, polityczną, biznesową – nikogo nie obchodzisz. Policja mniej ochoczo zbiera ślady, gdy ktoś cię skrzywdzi, prokuratura nie spieszy się z aktem oskarżenia, politycy nie kwapią się, by stworzyć prawo, które ochroni takie osoby jak ty. A media też nie uważają, że jesteś wystarczająco fajna, by opłacało się „grzać” twoją sprawę.

Marsz milczenia na pogrzebie Jolanty Brzeskiej

Nic dziwnego, że gdy w roku 2015 Zjednoczona Prawica szła po władzę, mając na sztandarach hasło rozliczenia rozpasanych elit, sprawa Jolanty Brzeskiej była jednym z ważnych punktów programu. Zbigniew Ziobro obiecał, że jako prokurator generalny rozliczy tych, którzy w prokuraturze i policji odpowiadają za zaniedbania; że wznowi śledztwo i doprowadzi do ukarania winnych. Dziś widzimy, że wystarczyło kilka lat, by ci, którzy chcieli rozliczać elity, sami stali się elitami.

Czy dziwi nas, że Prokuratura Generalna nie pamięta o Jolancie Brzeskiej? Nie, ale obiecujemy, że my nie zapomnimy. Będziemy przypominać o tej niewygodnej sprawie. Do skutku.

Udostępnij